Piątek, 19.10.2018 r.
(wspomnienie bł. ks. Jerzego Popiełuszko)
Multitasking? Nie dla
mnie...
Temat wielozadaniowości jest
znany i podobno... już stary. Ale gdy tkwi się z nosem w
systemach CAx, czasem trudno jest być ze wszystkim na bieżąco.
A dla mnie osobiście okazał się bardzo na czasie.
Dlaczego? O
tym już za chwilę.
Robiąc małe poszukiwanie w sieci, zorientowałem się, że
dostępnych jest coraz więcej wyników badań z dziedziny
wielozadaniowości (ang. multitasking). Ma z nich wynikać, iż
mózg człowieka nie funkcjonuje w taki sposób, by wydajnie
radzić sobie z kilkoma zadaniami w tym samym czasie. Podpisuję
się pod tymi wnioskami – bazując na skromnym własnym
doświadczeniu...
Maciej
Stanisławski (na weekend)
Każdy z nas potrafi wykonywać
kilka czynności jednocześnie. Najczęściej zapewne
przywoływanym przykładem może być jazda samochodem i rozmowa z
pasażerem, albo – będące wykroczeniem w świetle kodeksu
drogowego – jednoczesne korzystanie z telefonu komórkowego.
Nie tylko w celu prowadzenia rozmowy, ale np. wysyłania SMS.
Cóż, korzystanie z nawigacji także oznacza wykonywanie
kolejnej czynności jednocześnie. Nasz umysł pozwala nam na
funkcjonowanie w taki sposób; zajmujemy się czymś, a
jednocześnie na kilku poziomach myślimy o innych rzeczach. Czy
jednak „jakość” tego zajmowania się nie traci na tym? Ile razy
w ciągu dnia musimy dyscyplinować się i „zmuszać” do skupienia
na w tym momencie wykonywanym zadaniu?
Dobra, dobra, muszę się
skupić... nie przeszkadzajcie mi teraz Multitasking,
lansowany na przełomie stuleci, mający być wyznacznikiem
współczesnego człowieka, to humbug. Wychwalany przez
korporacje jako najważniejsza cecha dobrego pracownika, często
prowadzi do depresji i wypalenia zawodowego.
Owszem, wielozadaniowość potrafi
przynieść satysfakcję, dać poczucie, że potrafimy kontrolować
wiele procesów naraz, poczucie spełnienia z realizacji wielu
zadań. Tymczasem prawda jest taka, że podchodząc do tych
zadań, tych procesów, w sposób uporządkowany, linearny, z
zachowaną gradacją ważności – możemy zrealizować je szybciej,
a przy tym – możemy oszczędzić czas, nie zajmując się w ogóle
tymi, które w naszej hierachii ważności znalazły się na końcu,
z najniższym priorytetem; bo po zrealizowaniu tych
ważniejszych może okazać się, że nie ma sensu nawet się
pochylać się nad tymi ostatnimi.
A zrealizowanie jakiegoś zadania od „a” do „z” zawsze daje
realną, a nie złudną, satysfakcję.
Rozpraszacze Zawsze towarzyszył mi
w moim miejscu pracy tzw. „nieład artystyczny”. Bajzel,
kolokwialnie i pejoratywnie mówiąc. Blat biurka zawalony
notatkami, „prasówkami”, post-itami, pulpit komputera
wyglądający podobnie. Korzystam z aplikacji „sticky notes”...
Co się okazuje? Cały czas na „zrealizowanie”, na moją uwagę,
czekają punkciki zanotowane na jednym z takich wirtualnych
arkusików jakieś... trzy lata temu. A w międzyczasie dochodzą
nowe, nowsze, najnowsze. Trzeba znaleźć czas, aby to
uporządkować. Ale w tym celu... trzeba się oderwać od obecnie
realizowanych zadań. Bo są jednak takie rzeczy, do których
mimo najlepszych chęci i umiejętności „wielozadaniowo” podejść
się nie da.
Ten nieład artystyczny potrafi
pomóc, szczególnie w pracy twórczej. Stanowi niewyczerpane
źródło inspiracji. I wszystko jest dobrze, jeśli zainspirowany
zajmę się danym zadaniem i przeprowadzę je do końca. W
przeciwnym razie – padam ofiarą rozpraszaczy. A największym
jest chyba wynalazek Pana Zuckerberga. Jak się to ma do
CADblog.pl?
Czasy przed „FB” Wystarczy prześledzić
historię wpisów na CADblog.pl dokonywanych w czasach przed
założeniem tzw. fanpage'a na popularnym serwisie
społecznościowym. Co się okazuje? Że częstotliwość pojawiania
się nowych w danym przedziale czasowym (np. tygodniowym) była
kilkukrotnie (a czasem kilkunasto) większa!
Z jednej strony częstsze
zamieszczanie wpisów na profilu FB powinno generować większy
ruch, większe zainteresowanie serwisem, z drugiej strony –
może sprawić, iż ruch ten będzie mniejszy; krótki news
przeczytany na fanpage'u zabieganemu Czytelnikowi, oderwanemu
od swoich zadań, wystarczy. W efekcie w danym momencie nie
zdecyduje się wejść na stronę (brak czasu) i odłoży
„doczytanie informacji” na potem, a chwilę później – zapomni o
tym, bo pojawi się coś nowego. Cóż, na pewno nie dotyczy to
wszystkich użytkowników FB, ale... ja tak właśnie działam. I
czasem przeglądam profil CADblog.pl i zauważam, ile
zasygnalizowałem różnych wątków i tematów, a ilu z nich nie
podjąłem. Jak np. „Remarkable”, wspomniany na FB na początku
miesiąca (podczas targów TOOLEX). Nawiasem mówiąc, to właśnie
urządzenie (opisane szerzej tutaj) zainspirowało mnie do
niniejszego wpisu.
Głos ma psycholog Posłużę się fragmentem
artykułu zamieszczonego przez portal
INNPoland.pl. Psycholog
Marzena Jankowska porównuje w nim ludzki umysł do procesora
komputerowego, żeby wyjaśnić błędny sposób myślenia o
podzielności uwagi. „ – Nasz mózg działa w ten sposób, że
tworzy sobie listę zadań, które musi wykonać po kolei, jak
komputer – tłumaczy. – Przeskakiwanie między zadaniami wiąże
się z jego zwiększoną aktywnością, a co za tym idzie, większym
zużyciem energii. (...) Takie ciągłe skakanie powoduje, że
szybciej się męczymy, zwiększa się poziom naszego stresu i
spada koncentracja. Jeśli do tego dodamy brak możliwości
regeneracji, to pracownik szybko się wypala i staje się
nieefektywny – podsumowuje.”
I dalej, w tym samym artykule
(link do oryginału tutaj): „(...) Szacuje się, że przez wymóg
multitaskingu tracimy go około 30 proc. dziennie. Dlaczego? Bo
kiedy przerywamy jedną czynność na rzecz drugiej, a potem do
niej wracamy, musimy jeszcze przeanalizować, na czym
skończyliśmy. Co wiąże się z kolejnymi minutami, które
spędzamy na wdrażaniu się w porzucony projekt...”
I wszystko jasne.
Co dalej? W praktyce każdy z nas
zajmuje się kilkoma rzeczami naraz. Jak to wygląda w moim
przypadku? Gdy pracuję na komputerze, praktycznie cały czas
równolegle pochłaniają mnie: skład i redakcja książki o
tematyce CAx (jeśli akurat mam takie zlecenie), redakcja i
przygotowywanie newsów i wpisów na CADblog, opracowywanie
elementów graficznych (książka i blog), śledzenie wpisów na FB,
Twitterze, rozmowy telefoniczne, sms-y, kawa i herbata, kot,
który kręci się co jakiś czas i czegoś chce, rozmowy z
majstrem od budowy, koordynowanie zaopatrzenia budowy,
jeżdżenie na budowę, sprawdzenie lekcji u młodszych chłopaków
i wywiad pt. „co się działo na zajęciach w szkole”,
kontrolowanie zajęć pozalekcyjnych – logistyka, czy dzisiaj
ja, czy Żona... Czasem przygotowanie obiadu (uwielbiam
gotować, a chłopaki i Żona doceniają moją kuchnię:
włoszczyzna, chińszczyzna, amerykanizna ;)). Takie są uroki
„biura” w domu. Gdy ma się własną działalność, jest się w
pracy przez 24 godziny na dobę. Znam to, Państwo zapewne też.
Przez jakiś czas tak się udaje, ale z czasem jest coraz
trudniej. Dlaczego? Wyjaśniła cytowana Pani psycholog.
Dlatego powoli – bo przyzwyczajenie jest drugą naturą
człowieka – powracam do linearności i zaplanowanego porządku
dnia – pracy. Nie jestem w stanie pracować jak super wydajny
system CAD/CAM/CAE zainstalowany na komputerze z
wielordzeniowym, wielowątkowym procesorem, który równolegle w
czasie realizowanego przeze mnie procesu projektowania, gdzieś
tam w tle poddaje mój projekt analizom, badaniom i
jednocześnie przygotowuje go do przyszłego procesu
produkcyjnego ;). To oczywiście żart, ale, proszę Państwa,
nawet systemy PLM w pewnym stopniu działają linearnie,
integrując pewne równoległe procesy w jeden, ale realizowany w
określonej kolejności.
Na dziś tyle. Skończyłem, czas na
przerwę, kawę, a po niej – na wrzucenie tego wpisu na stronę.
Co w moim przypadku – jeszcze przez jakiś czas – wymagać
będzie uruchomienia przynajmniej dwóch dodatkowych aplikacji –
oprócz procesora tekstu, z pomocą którego przelewam myśli na
ekran.