W przygotowaniu
nr 5-6(25-26) 2017
dostępny
po 29.12.2017
Wydanie aktualne
nr 3-4(23-24) 2017
dostępny w pdf, wydanie
flash
tutaj
Wydania
archiwalne
nr 1-2(21-22) 2017
dostępny w pdf, wydanie
flash
tutaj
nr 1-2(19-20) 2015
dostępny w pdf, wydanie
flash
tutaj
numer 1(18) 2014
dostępny w pdf, wydanie
flash
tutaj
numer 1(17)
2013
dostępny w pdf, wydanie flash
tutaj
numer 1(16) 2012
dostępny
w
archiwum, wydanie flash
tutaj
numer 1(15) 2011
dostępny
w
archiwum
numer 4(14) 2010
HD dostępny
w archiwum
numer 3(13) 2010
HD dostępny
w archiwum
numer 2(12) 2010
dostępny
w archiwum
numer 1(11) 2010 dostępny
w archiwum
numer 9(10) 2009
już dostępny
w archiwum
numer 8(9) 2009
już dostępny
w archiwum
Wydanie specjalne
numer 7(8) 2009
już dostępny
w archiwum
Numer 6(7) 2009
już dostępny
w archiwum
Numer 5(6) 2009
już dostępny
w archiwum
Numer 4(5) 2009
już dostępny
w archiwum
Numer 3(4) 2009
już dostępny
w archiwum
Numer 2(3) 2009
już
dostępny
w archiwum
Numer 1(2) 2009
już dostępny
w archiwum
Numer 0 (1) 2009
– dostępny
w archiwum
|
Czwartek, 4.10.2012 r.
Schody Świętego Józefa
Texas i Nowy Meksyk to ciekawe stany. To także dobre miejsca,
by żyć – tak dla katolików, jak i motocyklistów. Ci pierwsi
odnajdą w nich bowiem wiele czynnych, tętniących życiem (i to
nie tylko za sprawą Meksykanów) kościołów i wspólnot wokół
nich skupionych, a także wiele innych aktywnych miejsc kultu
religijnego. Częstym widokiem na ulicach są samochody,
ozdobione dużymi naklejkami ze słowami w stylu: „Jezus mnie
kocha. Ciebie też!”.
Ci drudzy – wspaniałe drogi, piękne przestrzenie, a także
muzea (jak chociażby
South Texas Motorcycle Museum w Edinburgu) stające się
miejscami motocyklowych pielgrzymek. Wniosek jest prosty: na
południu Stanów najlepiej być i katolikiem, i motocyklistą...
A
do pełni szczęścia, trzeba być jeszcze Polakiem. Polacy mogą
czuć się tutaj niemalże jak u siebie. To w Texasie, w pewnej
odległości od San Antonio (jednego z największych miast
stanu), położona jest najstarsza polska osada w USA, o wiele
mówiącej nazwie „Panna Maria”. Złośliwi pewnie dodadzą, że
nazwisko jej założyciela, księdza Leopolda Moczygemby, mówi
jeszcze więcej – ale takie nazwisko nie należało do rzadkości
na Górnym Śląsku.
Jeśli szczęśliwym
trafem znajdziemy się w tej „polskiej teksańskiej stolicy”, to
po jej zwiedzeniu warto urządzić sobie wycieczkę do
sąsiedniego stanu, jakim jest wspomniany Nowy Meksyk. W Santa
Fe, oddalonej o ok. 750 mil od Panny Marii (motocyklem dwa
dni, samochodem – jeśli postoje ograniczymy do minimum – można
dojechać tam w jeden dzień i jeśli wyjedziemy o świcie, to
może zostanie jeszcze czas na zwiedzanie na miejscu) znajduje
się kaplica loretańska (Loretto Chapel Santa Fe – link tutaj),
a w niej – cudowny przykład rzemiosła, architektury, ale
także... inżynierii. Drewniane schody, wiodące na chór.
Ich spiralna
konstrukcja jest o tyle niezwykła, iż zbudowane są bez żadnej
widocznej podpory – dolnym stopniem oparte o posadzkę, a
górnym podwieszone o antresolę z miejscem dla chóru. Zbudowane
zostały bez użycia elementów metalowych, w całości drewniane –
ich budowniczy i projektant zarazem nie użył do budowy ani
jednego gwoździa, ani jednej śruby (widoczna na zdjęciach
poręcz dodana została dopiero kilka lat po ukończeniu budowy
schodów, o czym za chwilę). Do spojenia konstrukcji użyto
drewnianych czopów.
Konstrukcję nośną
stanowią dwie doskonale dopasowane spirale – skręcone szyny
drewniane, na których wznoszą się trzydzieści trzy stopnie.
Spirale nie zostały wykonane z jednego dużego kawałka drzewa,
lecz złożone z wielu mniejszych elementów. Schody wykonano z
rzadkiego budulca – drzewa o wielkiej trwałości, nie
występującego na terenie Nowego Meksyku.
Niezwykła historia
W 1872 r.
biskup miasta Santa Fe zawarł kontrakt na budowę kaplicy dla
sióstr loretanek, sprowadzonych ze środkowej części USA, które
miały w tym mieście prowadzić szkołę dla dziewcząt. Owa
kaplica pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny miała być
miniaturą paryskiej Sainte Chapelle.
Budowa trwała kilka lat, ale przed jej ukończeniem zmarł
architekt nadzorujący budowę. Po jego śmierci okazało się, że
w planach nie ma schematu budowy schodów prowadzących na chór,
o czym architekt najprawdopodobniej zwyczajnie zapomniał.
Siostry miały nie lada kłopot. Teoretycznie schody można było
wybudować, ale ze względu na niewielkie rozmiary kaplicy ich
budowa była niewskazana. Każdy ze sprowadzonych architektów
tak uważał. Najczęściej sugerowano, by wejście na chór
odbywało się po... drabinie. W tej sytuacji przygnębione
siostry rozpoczęły nowennę do św. Józefa z prośbą o pomoc.
Nie czekały długo. Już następnego dnia po ukończeniu nowenny,
do furty klasztornej zapukał brodaty staruszek licho ubrany, w
dodatku z osiołkiem, który dźwigał skrzynkę z narzędziami (wg
zachowanej relacji matki Magdaleny, skrzynka zawierała parę
młotków, dziwacznie wyglądającą piłę, miarę w kształcie dużej
litery T – zapewne przykładnicę – oraz dłuto) i
osobistymi rzeczami. Przybysz nie przedstawił się, a jedynie
powiedział, że dowiedział się o kłopocie sióstr i że jest
gotów wybudować schody. Przełożona matka Magdalena pokazała mu
prawie ukończoną kaplicę, w której trzeba było wybudować
rzeczone schody. Staruszek podjął się ich wykonania,
powiedział także, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nie
chciał też, aby mu przeszkadzano, toteż zamknął kaplicę na
klucz i udostępniał ją siostrom tylko na czas nabożeństw.
Po trzech miesiącach można było oglądać prawie ukończone
dzieło. Zakonnice i okoliczni mieszkańcy byli zdumieni
widokiem schodów w kształcie ślimacznicy, kunsztownie
wykonanych, które w ich mniemaniu powinny były runąć – jeśli
nie pod własnym ciężarem, to chociażby pod ciężarem jednej
osoby, nie mówiąc o większej ich liczbie; nie miały żadnej
podpory, słupa, wokół którego by się wiły (powszechnie
stosowanego w takich konstrukcjach) ani ściany, na której by
się wspierały. Nie były także podparte od dołu. Schody, pnąc
się w górę, robiły dwa obroty po 360 stopni każdy. A liczba
stopni – 33 – od razu kojarzyła się z wiekiem Chrystusowym
(Pan Jezus w chwili śmierci na Krzyżu miał 33 lata).
Schody nie były jednak ukończone, gdyż... brakowało poręczy
(10 lat później poręcz dobudował inny cieśla – Phillip August
Hesch). Mimo to siostry zachwycone dziełem, postanowiły
urządzić uroczysty obiad na cześć niezwykle utalentowanego
rzemieślnika. Cóż, kiedy ten... przepadł jak kamień w wodę! I
chociaż wszczęto poszukiwania dziwnego staruszka na osiołku
(siostry chciały mu zapłacić za pracę), wyznaczono nawet
nagrodę za jego wskazanie (ogłoszenie ukazało się w lokalnej
prasie), nie odnaleziono go.
Tajemnicą było także
pochodzenie użytego budulca. Drzewo, z którego cieśla zbudował
schody, nie rośnie w stanie Nowy Meksyk. Kiedy zapukał do
furty klasztornej, nie miał z sobą ani kawałka drzewa. Nie
kupił też go u dostawcy w Santa Fe...
Niezwykła konstrukcja
...dostarcza
niezwykłych wrażeń. Spacerując po stopniach schodów, czujemy
pod stopami, iż pracują one jak sprężyna. Drgania są
minimalne, ale wyczuwalne.
Detale konstrukcji niezwykłych schodów. Widać, że wewnętrzna
belka, a w zasadzie element skrętny, przejmuje na siebie rolę
jednego z elementów nośnych. Ostatnie zdjęcie ukazuje
mocowanie poręczy, ale zostało ono dodane dopiero po kilku
latach. Widać natomiast wyraźnie także zdobienia samych
schodów. Dłutem?
Słup nośny
zastąpiony został spiralnymi elementami – wewnętrznym,
wykonanym z siedmiu zaokrąglonych segmentów i zewnętrznym,
złożonym z dziewięciu. Stopnie prawdopodobnie wykonano z
odpowiednio przyciętych desek, przesuniętych o kilkanaście
milimetrów względem siebie tak, by tworzyły rodzaju wachlarza.
Umocnione są we wspomnianych spiralnych segmentach, a całość
została połączona przy pomocy zaciosów, kołków i klinów. Gdy
spacerujemy po zewnętrznej stronie spiralnych schodów
(ponieważ w tych miejscach ich stopnie są najszersze), ich
konstrukcja zaczyna pracować i prawdopodobnie ciężar osoby
sprawia, że konstrukcja staje się bardziej stabilna. Jak
dowodzi jeden z internautów, działa tu zasada dźwigni -
stopnie są połączone i umocnione klinami w najwęższym miejscu,
więc obciążenie w najszerszym miejscu powoduje tym mocniejsze
zaciskanie się klinów. Jeśli tak jest istotnie, to zdumiewa
zarówno zasada budowy tych schodów, jak i perfekcyjność ich
wykonania, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że sporządził
je jeden mężczyzna w1870 roku, nie mający dostępu do
wyszukanych narzędzi – o systemach CAD nie wspominając.
Pozostaje tajemnicą, jak mógł tego dokonać...
Współczesna realizacja podobnych założeń konstrukcyjnych.
Także niezwykłe! Ale tutaj nie obyło się bez użycia elementów
metalowych,
a także... oprogramowania CAD :)
– Jako
inżynier-konstruktor o teoretycznej specjalizacji cieśli
(praktycznej drewnianej i żelbetowej, ale nie dotyczącej
schodów) – powiem tak: stosując nowoczesne oprogramowanie
obliczeniowe, nie byłoby większego problemu wykonać podobne
schody z żelbetu – i kilka podobnych schodów z żelbetu tu i
ówdzie na świecie stoi (okolice mostu gdańskiego w
Warszawie – przyp. redakcji). Dałoby się wykonać takie
schody również ze stali. Ale nie wyobrażam sobie bym – jako
konstruktor – podjął się zaprojektowania podobnych schodów z
drewna, bez użycia programu do liczenia, zginania i skręcania
3-wymiarowej konstrukcji spiralnej, bez użycia gwoździ ani
kleju i wzmocnień stalowych. Jeśli te schody nie są cudem, to
są w każdym razie cudem inżynierii – komentuje konstrukcję
schodów jeden z internautów „branżowców”.
http://rebelya.pl/forum/watek/24028/
Niezwykły
inżynier-budowniczy
Schody, które przez osiemdziesiąt pięć lat służyły
siostrom każdego dnia, stoją do dziś. W drugiej połowie lat
70. XX wieku odgrodzono je i przeznaczono do zwiedzania jako
przykład wybitnej sztuki ciesielskiej.
I chociaż wiadomo, że ich konstrukcja opiera się na prawach
fizyki, to jest cudownym przykładem wybitnego projektu i
wykonania. A zakonnice z Santa Fe, które tak gorliwie w owym
czasie modliły się do św. Józefa, żywią przekonanie, że to sam
święty przybył im z pomocą pod postacią starego człowieka,
albo przynajmniej – przysłał im genialnego mistrza
stolarskiego.
Też w to wierzę :)
Pozdrawiam
Maciej Stanisławski
Źródła:
http://www.lorettochapel.com/staircase.html
http://www.piotrskarga.pl/lourdes-przed-decydujaca-bitwa,1223,2127,p.html
Sceptical Inquier
http://www.csicop.org/si/show/helix_to_heaven/
Schody w Bonzai 3D
http://www.youtube.com/watch?v=0iasorgD_hs
Schody spiralne pobrane z bibliotek GrabCAD.com.
Plik formatu *.STL zaimportowany do Solid Edge ST4 (powyżej) i
natywny SolidWorks otwarty w SW 2012 (poniżej)
Przykładu projektu
bez centralnego słupa nośnego nie udało mi się znaleźć. Oj,
trzeba chyba będzie zrobić coś samemu :)
|
do strony
głównej |
|
Blog monitorowany
przez:
reklama Google
|